Świat się zmienia – motoryzacja musi mniej szkodzić środowisku naturalnemu. Dotyczy to również motorsportu, czego dowodem jest Formuła E. Ściganie się samochodów elektrycznych rządzi się nieco innymi prawami niż w F1, bo baterie wciąż nieco krępują ręce konstruktorom. Ale tylko nieco. O jej rosnącej popularności i dynamicznym rozwoju opowie Allan McNish, szef teamu Audi Sport Abt Schaeffler – spreaker Impact mobility rEVolution’19.
Formuła 1 to wielkie pieniądze, które muszą wydać konstruktorzy oraz… kibice chcący wejść na wyścigi. Nie ma wątpliwości, że płacić trzeba – kosztuje bowiem budowa torów, technologia, a na końcu także (choć przy skali wydatków prozaiczne) paliwo. Sprawę oczywiście nieco upraszczamy, ale Formuła E jest bardziej dostępna. W odróżnieniu od F1, gdzie każdy buduje sobie własny samochód, elektryczne ściganie odbywa się na tym samym podwoziu i baterii – każdy z kilkunastu zespołów otrzymuje identyczne auto. Można oczywiście wprowadzać własne modyfikacje (ściśle ograniczone regulaminem), ale w generaliach auta są identyczne. Podczas Impact mobility rEVolution’19 każdy będzie miał szansę wsiąść do bolidu i przetestować swoich sił na symulatorze jazdy formuły E w interaktywnej i edukacyjnej strefie e-Expo.
Kilka lat doświadczeń
Formuła E nie ma wielkiej tradycji. Na pomysł stworzenia serii wyścigów aut elektrycznych wpadł szef federacji automobilistów FIA Jean Todt oraz hiszpański businessman Alejandro Agag w roku 2011. Trzy lata później w Pekinie odbył się pierwszy wyścig pod auspicjami FIA – narodziła się całkiem nowa forma rywalizacji poza… torem. Stop! Uściślamy. Formuła E nie wykorzystuje istniejących już obiektów, przenosząc ściganie na ulice 12 wielkich miast całego świata (od Nowego Jorku po Hongkong).
Samochody elektryczne mają swoje ograniczenia. Chodzi głównie o baterie, które – choć cała rywalizacja jest znacznie krótsza niż w F1 (wyścig do 45 minut) – po prostu nie wytrzymywały. Wymyślono więc zmianę aut w połowie starcia, przewidując identyczny czas na to, żeby kierowca mógł przesiąść się do drugiej maszyny. Tak było do tego roku, gdy zaprezentowano Gen 2 – bolid nowej generacji. Jest nieco cięższy niż poprzednik (masa z kierowcą ok. 900 kg; masa baterii 385 kg – 65 kg więcej), ale teraz do dyspozycji kierowcy jest nawet 250 kW mocy. Przeliczając kilowaty na konie, otrzymamy 335 KM. W praktyce jest ich nieco mniej – w trybie Race, gdy podczas wyścigu bolid jest znacznie bardziej wysilony, wychodzi ok. 270 koni mechanicznych. Tyle jednak wystarczy, żeby maszyna rozpędzała się do setki w 2,8 s i jechała nawet 280 km/h.
Podczas przyspieszania samochód wydaje dźwięk jak elektryczny model RC, ale wyścigi – i całe szczęście – nie odbywają się w ciszy. Pewnie dlatego, nie wspominając o wielkich nazwiskach, które się zaangażowały w ten sport, Formuła E cieszy się rosnącą popularnością. Wedle szacunków elektryczne ściganie ogląda na ekranach telewizorów nawet 330 milionów widzów. Każdy może, co w sumie nietypowe i odmienne niż w F1, poprawić szanse swoich ulubionych zawodników. Pięciu najlepiej ocenianych dostaje 5 sekund dodatkowej jazdy “na full”, co świetnie wykorzystuje się w końcówce wyścigu – dodatkowy zastrzyk energii może oznaczać zwycięstwo.
Allan McNish w Polsce
Zdobycie tytułu mistrzowskiego w tej dyscyplinie nie jest łatwe, bo konkurencja jest bardzo silna. Na liście złożonej 24 nazwisk (podzielonych na 12 zespołów) są także kierowcy, którzy wcześniej byli w F1 lub 24h Le Mans. Wśród nich nie tylko Felipe Massa czy Sebastien Buemi, ale też Lucas di Grassi czy Andre Loterer (zwycięzca w Le Mans w latach 2011-2012 oraz 2014). Poszczególne teamy wspierają finansowo producenci (od BMW i DS po Mahindrę), a także doradcy z wielkim doświadczeniem. Wśród nich jest Allan McNish. Szef teamu Audi Sport Abt Schaeffler ma na koncie wiele lat ścigania, triumfy w LeMans czy Sebring – w sumie 29 zwycięstw w „generalce”, 18 pole positions, 17 najszybszych okrążeń w prototypach Audi. Dla nas najważniejsze jest to, że będzie w Polsce już za kilka dni. W październiku McNish wystąpi podczas Impact mobility rEVolution’19!
Odpowiednik Formuły E w terenie?
Oprócz ścigania na torach asfaltowych szykuje się również elektryczna rywalizacja w terenie. Nie chodzi o prawdziwy offroad, bardziej o ściganie po czymś, co przypomina gruby szuter. Samochód do takich wyścigów oczywiście nie jest jednoosobowym bolidem bez dachu nad głową – z oczywistych powodów bezpieczeństwa w Extreme E będą rywalizować pojazdy z nadwoziem zamkniętym, powiedzmy że można je nazwać SUV-ami. Zasady będą podobne do Formuły E – każdy team otrzyma identyczną maszynę. Auto Odyssey 21 będzie można modyfikować, zmieniać w nim nawet silnik (niezmienne będzie tylko podwozie). Na razie prototyp tej offroadowej wyścigówki został pokazany podczas „Festiwalu prędkości” w Goodwood. Ujawniono pierwsze detale techniczne – maszyna ma 550 koni, napęd na wszystkie koła (silnik w każdym z kół), akumulatory dostarczane przez Williamsa i opony Continentala. Waży 1650 kg, zaś osiągi są bardziej niż dobre – elektryczny SUV rozpędza się do setki w 4,5 s.
Start nowej serii już w marcu 2021 roku. Na razie zgłosił się jeden chętny do rywalizacji – firma Venturi z Monte Carlo, ale o przyszłość Extreme E raczej nie trzeba się martwić. Na pewno zbierze się tych 12 zespołów, które wcześniej założono. Podpisano już odpowiednie umowy na pokazywanie wyścigów w telewizji Fox, zaś lokalizacje są nietypowe i naprawdę interesujące. Kibice będą mogli obejrzeć auta rywalizujące w „lesie deszczowym”, „pustyni”, „Arktyce”, na „Oceanie Indyjskim” oraz w „Himalajach”. Samochody zawitają np. do Grenlandii (właśnie doszło do porozumienia w tej sprawie). Pojawiły się głosy protestu, że „elektryczny Dakar” (trudno uniknąć takich porównań) oznacza rozjeżdżanie świata, ale to chyba przesadna i przedwczesna ocena – odcinki, gdzie będzie odbywać się rywalizacja, są krótkie i liczą do 10 km. Formuła E, która odbywa się przecież w miastach, nie przeszkadza mieszkańcom bardziej niż organizowane co chwila maratony. A za to przekonuje i promuje, że świat się zmienia i że do tego wszyscy musimy się szykować.
Dokąd pędzi mobilna rewolucja?
Jak nadać jej tempo i kierunek akceptowalny przez biznes jak i społeczeństwa? To pytania, na które odpowiedzą światowi liderzy technologii, motoryzacji i logistyki spotykający się 9 i 10 października na Impact mobility rEVolution’19 w Katowicach. Dziesiątki wystąpień i warsztatów w ramach 6 ścieżek tematycznych zgromadzą łącznie 150 mówców i ponad 5000 uczestników. Do Katowic przyjadą istotni dla branży decydenci i menedżerowie z Polski oraz z regionu CEE. Pojawią się przedstawiciele dziesiątek firm i instytucji związanych z sektorem mobility, jak: Volkswagen Group Polska, Volkswagen Financial Services, Volvo Polska, Mercedes-Benz, Man, PKN ORLEN, Tauron, Mastercard, Olx, Grupa Azoty i ABB, a także Northvolt, Umicore, Ertico, Ampaire czy Urząd Dozoru Technicznego, Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia i Urząd Miasta Katowice. Impact mobility rEVolution’19 to wszystko co ważne i nowe m.in. w dziedzinie zeroemisyjnych napędów, samochodów w sieci, zielonej energii, nowych modeli biznesowych i rozwiązań dla smart city.
Strategicznymi partnerami medialnymi Impact mobility rEVolution’19 są: Wirtualna Polska, Money.pl, Forsal.pl, Dziennik Gazeta Prawna i Polskie Radio.