Polska branża fintech dynamicznie rośnie. Zawdzięcza to synergii, jaką wypracowano dzięki połączeniu potencjału utalentowanych i kreatywnych startupowców z dysponującym kapitałem sektorem bankowym
Według sporządzonej przez Cashless.pl wraz z Fundacją Fintech Poland Mapy Polskiego Fintechu na naszym rynku działa prawie 200 podmiotów usprawniających operacje finansowe przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii. Liczba ta zwiększyła się o około 70 projektów względem ubiegłego roku, co świadczy o bardzo szybkim rozwoju sektora.
Z ubiegłorocznych analiz dokonanych na podstawie m.in. sprawozdań finansowych wynika, że cały zysk niebankowego polskiego sektora fintech wynosi około 500 mln zł. Liczba zatrudnionych w firmach zajmujących się tym obszarem dla konsumentów i partnerów biznesowych może wynosić nawet 50 tys. ludzi.
– Wraz z sektorem bankowym, wyłączając pracowników oddziałów, będzie ich zapewne dwa razy więcej – podkreśla Łukasz Piechowiak, redaktor naczelny Fintek.pl.
– Polskie banki chętnie inwestują w nowe projekty fintechowe, a młodzi przedsiębiorcy są otwarci na taką współpracę. Wiele start-upów ma interesujące pomysły, ale nie zaistnieje, dopóki nie stanie za nimi jakiś duży gracz – zauważa Tomasz Klecor, który odpowiada za tę branżę w Kancelarii Prawnej LegalGeek.
– Mniejszym firmom nie jest łatwo konkurować, gdy banki dotrzymują im kroku. Na Zachodzie, gdzie banki są bardziej zapóźnione, łatwiej wskoczyć komuś nowemu – ocenia Paweł Widawski, prezes Fundacji Fintech Poland oraz wiceprezes Fundacji Polska Bezgotówkowa.
Świadczy o tym choćby ubiegłoroczna inwestycja Alior Banku w PayPo oferującą usługę odroczonych płatności za zakupy internetowe czy też niedawne uruchomienie przez ING serwisu ułatwiającego opłacanie rachunków.
Zanim pojawiła się nazwa
Wbrew pozorom same rozwiązania fintechowe w Polsce nie są jednak niczym nowym – wiele polskich firm było fintechami, zanim to pojęcie w ogóle istniało – przykładem może być firma Blue Media działająca na rynku od prawie 20 lat, która wprowadziła nowy system płatności na autostradach.
Rozwojowi branży sprzyja to, że jesteśmy narodem bardzo chętnie korzystającym z dobrodziejstw nowoczesnej bankowości – wystarczy wspomnieć, że liczba transakcji bezgotówkowych w II kw. 2019 r. wyniosła o 188 mln więcej niż w poprzednim. Co więcej, według ostatniego raportu KPMG aż 93 proc. Polaków nie ma żadnych problemów w korzystaniu z rozwiązań elektronicznych oferowanych przez swój bank.
– To, że jesteśmy przyzwyczajeni do nowinek i w obiegu elektronicznym znajduje się coraz więcej pieniędzy, sprawia, że wciąż jest popyt na nowe rozwiązania fintechowe – stwierdza Tomasz Klecor.
W porównaniu do państw Europy Zachodniej polskie fintechy mają stosunkowo duży potencjał rozwoju – wielkość rynku jest mniejsza w stosunku do całej gospodarki. Najbardziej rozwiniętym rynkiem na Starym Kontynencie jest Wielka Brytania, gdzie branżę tworzy ponad 1 tys. podmiotów, w których pracuje ponad 80 tys. ludzi. Na dalszych miejscach znajdują się Niemcy, Francja, kraje Beneluksu, Hiszpania i właśnie Polska.
Branże do zagospodarowania
W przeciwieństwie do takich państw jak Francja czy Włochy polskie fintechy wciąż raczkują np. w obszarze InsurTechów, czyli usług zajmujących się ubezpieczeniami.
– Te różnice wynikają z przyzwyczajeń i kultury. Polacy wciąż stosunkowo niechętnie i nieufnie się ubezpieczają, aczkolwiek dobrze przyjęte zostały ubezpieczenia turystyczne w aplikacjach tudzież porównywarki OC – ocenia Łukasz Piechowiak.
Kolejnym działem o bardzo małej skali w porównaniu do innych państw jest crowdfunding. W Polsce najwięcej tego typu firm zajmuje się płatnościami, które stały się najbardziej wyrazistym działem polskich fintechów. Coraz częściej pojawiają się również przedsięwzięcia z innych dziedzin związane np. z cyberbezpieczeństwem.
– Sektor finansowy spostrzegł, że zdecydowanie bezpieczniej zainwestować kilkadziesiąt milionów w to, żeby nie tracić znacznie większej kwoty. Dlatego nakłady na to regularnie rosną, dziś to jeden z najdynamiczniej rozwijających się obszarów. Przyczyniły się do tego zmiany prawne, np. RODO i możliwość wysokich kar za naruszenia i wycieki danych – wskazuje Łukasz Piechowiak.
Innym dynamicznie rozwijającym się obszarem jest sektor pożyczek – czego przykładem jest wspomniany wcześniej PayPo.
Rozwój nie oznacza jednak, że polskie fintechy nie spotykają na swej drodze żadnych problemów.
– Dziś branża fintech przy uwzględnieniu sektora bankowego jest w wyższym stadium rozwoju niż przeciętnie inne innowacyjne gałęzie polskiej gospodarki. Mamy jednak sporo do zrobienia w zakresie nasycenia rynku innowacyjnymi usługami, bo choć w miastach korzysta z nich wiele osób, to na wsiach wciąż jest to utrudnione, chociażby przez trudności z dostępem do szerokopasmowego internetu – stwierdza Piechowiak.
Koszty na start
Jednym z najczęściej wskazywanych problemów jest też stabilność regulacyjna i szybkość postępowań w sprawie zezwoleń pozwalających na normalne funkcjonowanie. Z racji swojej specyfiki i faktu, że fintechy operują realnym kapitałem swoich użytkowników, branża musi spełniać wiele wymogów formalnych. To sprawia, że trzeba wdrożyć zaawansowane technologicznie rozwiązania i stworzyć wykwalifikowany zespół – dlatego projekty generują ogromne koszty już na samym początku swojego istnienia.
– Firma nie zdąży jeszcze nawet sprzedać jednej usługi, a już jej działalność może pochłonąć miliony złotych – zauważa Łukasz Piechowiak.
Tymczasem formalności zmierzające do uzyskania niezbędnych licencji i pozwoleń mogą ciągnąć się miesiącami.
– Procedury dotyczące stania się Krajową Instytucją Płatniczą zajmują nawet dwa lata. A ta licencja jest często niezbędna do tego, aby stworzyć zaawansowane usługi wykorzystujące np. dostęp do rachunku bankowego – podkreśla Tomasz Klecor.
A skoro nie wiadomo, o ile opóźni to rozpoczęcie prawdziwej działalności, ryzyko związane z jej prowadzeniem niewspółmiernie rośnie i w dodatku trudno je nawet oszacować – nawet obiecujący komercyjnie projekt może nie poradzić sobie z formalnościami bądź czekać latami, co grozi spadkiem popytu na daną usługę.
– Oczywiście, zawsze należy dążyć do skrócenia czasu procedur, lepszego wykorzystania dostępnych instrumentów czy zwiększenia transparentności. Należy jednak pamiętać, że głównym celem KNF jest zapewnienie bezpieczeństwa polskiego rynku finansowego i ochrona jego stabilności. Ocenianie jej zbyt surowo, biorąc też pod uwagę ograniczony budżet, byłoby niesprawiedliwie – zaznacza Łukasz Piechowiak.
Rozwiązaniem tej kwestii miała okazać się piaskownica regulacyjna przygotowana przez Komisję Nadzoru Finansowego umożliwiająca np. uzyskanie warunkowej zgody na wypróbowanie nowej usługi w realnym otoczeniu. We wdrażaniu podobnych rozwiązań możemy czerpać z doświadczeń innych państw – np. Wielkiej Brytanii, która jest jednym z liderów w jakości przetwarzania informacji czy rozwijania swojego sektora finansowego. Tamtejszy nadzorca (FCA) pozwala na rynkowe działanie usługi przez określony czas, po którym stwierdza, czy nadaje się ona do masowego zastosowania czy też jej bezpieczeństwo budzi wątpliwości.
Jak ocenia ekspert z Kancelarii LegalGeek, dobrze zrobiona piaskownica dająca parasol ochronny na bezpieczne rynkowe testowanie z pewnością zostałaby dobrze przyjęta przez rynek. Jej brak nie uniemożliwia rozwoju branży, sprawia jednak, że pomysły o polskim rodowodzie są najpierw testowane poza Polską, a potem dopiero wracają po otrzymaniu licencji – przykładowo zajmujący się obrotem cyfrowym pieniądzem Billon był najpierw testowany w Wielkiej Brytanii.
Są też inne, niekoniecznie bardziej rozwinięte gospodarczo od Polski państwa, na których można się wzorować. Przykładem jest Litwa oferującą szybki proces licencyjny i przyjazne środowisko regulacyjne. Dzięki temu w ciągu ostatnich czterech lat stała się ważnym centrum innowacji finansowych.
– Litwa stała się beneficjentem brexitu. Procedura uzyskania licencji instytucji płatniczej nie trwa dłużej niż pół roku. Dlatego przeniosło się tam mnóstwo fintechów z Wysp Brytyjskich, ale także państw Dalekiego Wschodu – mówi Widawski z Fundacji: Fintech Poland oraz Polska Bezgotówkowa.
Wysoki standard
Polskie fintechy nie powinny czuć kompleksów przy zagranicznej konkurencji – ich rozwiązania nie są bowiem gorsze od tych wypracowanych w bogatszych krajach Europy Zachodniej i cieszą się uznaniem również poza granicami kraju. Przykładem może być standard PolishAPI dostosowany do dyrektywy PSD2, stworzony przez polskie instytucje finansowe.
– To jeden z najlepszych standardów w Unii Europejskiej. Pracowały przy nim nie tylko banki, fintechy miały w tym też swój udział – mówi Tomasz Klecor.
Co więcej, Polska może pochwalić się też np. szybkim wdrożeniem przelewów natychmiastowych.
– Byliśmy jednym z pierwszych państw, które je wprowadziły. Dziś dysponujemy nawet dwiema takimi usługami: Express Elixir i Bluecash – dodaje Klecor.
Takie pomysły tworzą efekt kuli śniegowej – dzięki nim powstają kolejne usługi wykorzystujące płatności błyskawiczne, są zatem kierowane nie tylko do konsumentów, lecz także do partnerów biznesowych. Właśnie dzięki temu swój złoty wiek przeżywa polska branża handlu elektronicznego.
Wiele polskich firm było fntechami, zanim to pojęcie w ogóle istniało – przykładem może być firma Blue Media działająca na rynku od prawie 20 lat
Elastyczny naród
Należy pamiętać, że sukces nowoczesnych firm sektora finansowego w dużej mierze zależy od kultury prawnej i biznesowej oraz przyzwyczajeń konsumenckich. Nawet najlepsza infrastruktura nie jest w stanie sama zapewnić sukcesu, jeśli ludzie po prostu jej nie oczekują.
– Polaków cechuje duża elastyczność i chęć rozwiązywania konkretnych problemów. To dlatego dziś coraz częściej wolimy płacić szybko i bezgotówkowo. Dla innych to nie jest jednak wcale takie oczywiste. Niemcy mają bardzo wielkie możliwości, a jednak wciąż decydują się płacić przede wszystkim gotówką. Z jakiegoś powodu to im wystarcza – dodaje redaktor naczelny Fintek.pl.
Polska branża, także z powodów kulturowych, wciąż ma problem z wykreowaniem produktu o zasięgu globalnym bądź chociaż ogólnoeuropejskim. Inicjatywy polskiego rynku skupiają się przede wszystkim na szczeblu lokalnym – pod tym względem branża fintech wpisuje się w tendencję całej polskiej gospodarki. Z czego to wynika?
– Składa się na to wiele czynników. Jednym z nich jest ograniczony względem amerykańskiej czy zachodnioeuropejskiej konkurencji dostęp do kapitału. Tamtejsze firmy mogą sobie stawiać ambitniejsze cele, bo po prostu je na to stać. Innym powodem są natomiast pewne ograniczenia kulturowe. Polski biznes koncentruje się przede wszystkim na działalności krajowej, również banki – odpowiada prezes Fundacji Fintech Poland.
Jaskółką jest mający ponadnarodowe aspiracje BLIK, projekt nagrodzony podczas tegorocznej gali DGP „Nie ma wolności bez przedsiębiorczości”.
– To najjaśniejszy punkt polskiego fintechu, o czym świadczy zaangażowanie MasterCard – mówi Paweł Widawski, a Bartosz Ciołkowki, dyrektor generalny na Polskę, Czechy i Słowację w MasterCard Europe, dodaje: – wierzymy, że cyfrowa przyszłość będzie oferować konsumentom nowe sposoby płacenia za codzienne zakupy, z niespotykanym dotąd poziomem wygody, szybkości i bezpieczeństwa. Kluczem do wdrażania innowacyjnych rozwiązań jest współpraca, dlatego MasterCard wchodzi w różne partnerstwa z podmiotami dysponującymi unikalną technologią. Dzięki temu możemy być częścią i ważnym elementem rewolucji cyfrowej.
Dziś najważniejszym wyzwaniem dla branży w Polsce jest nadążenie za idącymi zmianami takimi jak rozwój sztucznej inteligencji czy upowszechnienie technologii blockchain, na której oparty jest dziś m.in. bitcoin.
– Będziemy mieli do czynienia z coraz większą liczbą płatności odbywających się już bez udziału człowieka. Co więcej, aplikacje będą w stanie wiarygodnie szacować ryzyko ubezpieczeniowe czy kredytowe. Z kolei blockchain tworzy nowe możliwości w zakresie przechowywania danych – prognozuje Tomasz Klecor.
Czy Polska poradzi sobie z rynkowymi nowościami?
– Mamy naprawdę dobrych i kreatywnych specjalistów. Mamy też w Polsce pieniądz elektroniczny oparty właśnie na blockchainie. To, że nie mamy u siebie siedziby Google’a czy Facebooka, nie oznacza, że jesteśmy z góry na straconej pozycji – ocenia. Z drugiej strony należy się spodziewać, że nie będą to działania oparte na własnych rozwiązaniach, lecz zaczerpnięte od potentatów branży.
– Bez wątpienia jesteśmy w stanie stworzyć dobrze funkcjonujący algorytm, problemem jest jednak możliwość korzystania z odpowiednich mocy obliczeniowych, a te zapewniają największe Big Techy, które już dostarczają wyspecjalizowane narzędzia do tworzenia rozwiązań opartych na sztucznej inteligencji. Druga kwestia to rynek zbytu. Na razie polski konsument i przedsiębiorstwa nie kreują wyraźnego popytu na tego rodzaju usługi – prognozuje Łukasz Piechowiak. ©℗